Czym jest rereading i nie tylko, czyli o powrotach popkulturalnych słów kilka.

Zamiast wracać do przerobionych już dzieł wolę rozpoczynać obcowanie z nowymi produkcjami — takie zdanie wypowiadałem wielokrotnie w swoim, przecież nie tak długim, życiu. Nie widziałem sensu w powracaniu do książek, oraz szerzej wszelakich wytworów kultury, których fabułę już znałem. Jako, że trochę zmieniłem stanowisko na ten temat, chciałbym przedstawić moje przemyślenia odnośnie gonienia za nowościami oraz sentymentalnych podróży do doświadczeń minionych.  

Nowe — stare miejsca

Z pojęciem rereadingu spotkałem się niedawno podczas przeglądania artykułów o literaturze. Jak zawsze zdziwiło mnie, że Anglosasi mają zwięzłą nazwę opisującą zjawisko powszechne, a jak dotąd, przynajmniej dla mnie, nienazwane. Rereading oznacza ponowną lekturę tekstu, który już kiedyś czytaliśmy — lekturę, trzeba nadmienić, odmienną od poprzedniej, bo dokonywaną z innego miejsca w czasie. W fizyce i życiu codziennym tak już jest, że wiele zależy od punktu siedzenia. Z tworami rąk ludzkich rzecz ma się podobnie.

Bagaż doświadczeń, nowe role, które pełnimy, a nawet nastrój, w jakim jesteśmy podczas czytania, sprawiają, że inaczej patrzymy na treść tekstu. Wyobraźcie sobie lekturę powieści skupiającej się na życiu rodzinnym oraz problemach w wychowaniu dzieci. Różne będą Wasze wrażenia, gdy sięgniecie po taką książkę jako dziecko i jako dorosły.

Książki Hobbit i Władca Pierścieni Drużyna Pierścienia
Niektórzy cyklicznie wracają do serii takich jak „Harry Potter”, ja postanowiłem odświeżyć sobie twórczość Tolkiena.

Przeskoki czasowe między zetknięciami z dziełem nie muszą być tak drastyczne. Czasami kilka miesięcy sprawia, że na daną rzecz patrzymy w odmienny sposób. Doświadczenia przeważnie nie zmieniają naszej perspektywy skokowo. Wręcz przeciwnie małe cegiełki codzienności przebudowują gmach osobowości w niezauważalny, na co dzień, sposób — tu dłuższy parapet, tam stabilniejszy fundament itd. Zmiany te dostrzegamy dopiero w kontakcie z czymś z czym spotkaliśmy się dawniej. Zazwyczaj to cenna nauka.

Nie tylko książki

Chociaż piszę głównie o rereadingu, to wyjaśniony mechanizm działa w przypadku dowolnego dzieła: filmu, gry, komiksu. Przy książkach może być trochę bardziej widoczny, bo to medium operuje jedynie słowem, całą resztę roboty z kreowaniem wrażenia pozostawiające umysłom odbiorców.

Rozwój do przodu i wgłąb

Główną zaletę powrotów do dzieł sprzed lat już wymieniłem. Sądzę, że także spoglądanie na własną drogę życiową przez pryzmat zmian w percepcji tworów kultury jest czymś zrozumiałym. Czy rereading ma jeszcze jakieś plusy? Podstawowym może być najczęstszy chyba powód sięgania po pozycje dawniej kochane — sentyment. To co dobrze znane, wydaje się nam bezpieczne i swojskie. Skoro książka podobała się kiedyś, to mamy pewnego rodzaju gwarancję, że spodoba się znów. Oczywiście, może okazać się to błędnym założeniem, niemniej ryzyko jest mniejsze, niż w przypadku nieznanych produkcji.

Kiedyś uważałem takie podejście za lenistwo poznawcze lub strach przed nowym. Może śmiesznie to brzmi w stosunku do książek, które nie gryzą i nie plują jadem, jednak czasami rozszerzenie horyzontów może być groźniejsze od zetknięcia z dzikim zwierzęciem. Nie myliłem się całkowicie, bo zupełna stagnacja jest dla rozwoju umysłu zjawiskiem niepożądanym. Mimo tego kwestia ta jest bardziej złożona.

Kolekcja książek
Niektórzy zbierają książki dla samego faktu kolekcjonowania, ja uważam, że prawdziwą wartość biblioteczce nadaje szansa na ponowne sięgnięcie po przechowywany tom.

Błąd tkwił w założeniu jakie przyjąłem, a które, mam wrażenie, jest dość powszechne, mianowicie uznałem, że rozwój jest możliwy tylko do przodu. Utożsamiałem postęp z konsumowaniem nowej wiedzy, poznawaniem nowych faktów i przyrostem ilościowym. Całkowicie pominąłem rozwój w głąb siebie — poprzez wzbogacanie tego co już istnieje we wnętrzu. Odkrywanie kolejnych znaczeń starych problemów oraz refleksja nad perspektywą często dają więcej niż kolejny temat wrzucony do magazynu w głowie.

Harmonia konsumowania

Zgodnie z tym co napisałem, obecnie wyznaję podejście balansujące sięganie po nowe treści i powracanie do starych. Czemu nie całkowite skupienie na przeszłości? Mimo moich pochwał odnośnie rereadingu, muszę przyznać, że całego mrowia wartościowych dzieł, nawet bym nie skosztował, gdyby nie świadome parcie do sięgnięcia po „coś nieznanego”. Co roku pojawia się na rynku tyle tworów kultury, że nie sposób ich skonsumować podczas jednego życia. Nawet zakładając niską jakość większości z nich, skurcz mnie za serce łapie, na myśl o ilości wartościowych dzieł, które pomijam z powodu braku czasu.

Dlatego też dobrze łączyć stare z nowym, aby nie zerwać kontaktu z przeszłością jednocześnie nie zbaczając z drogi ku przyszłości. Dodatkowym i niekwestionowanym plusem z sentymentalnych podróży jest czysta przyjemność z zatracenia się w światach już dobrze znanych. To trochę jak odwiedzanie starych przyjaciół niewidzianych od lat.

Sebastian Sienica

Dodaj komentarz