NOTKA DLA ZBŁĄKANEGO WĘDROWCA

Skoro trafiłeś tutaj, to zapewne chcesz dowiedzieć się więcej o tym miejscu i o mej skromnej osobie, która to osoba niniejszego bloga prowadzi. Oczywiście jest też szansa, że kliknąłeś przypadkiem, całkowicie nieumyślnie i nieintencjonalnie wszedłeś na stronę, której nie chciałeś otwierać. Ale hej! Jednak to czytasz, więc skoro zabrnąłeś już tak daleko i jeszcze nie uciekłeś, możesz zostać do końca i dowiedzieć się o co chodzi z tymi całymi „horyzontami zagadnień”. 

No bo pomyśl, kto w ogóle nazywa stronę w taki sposób. Długa jakaś ta nazwa, potencjalnemu odbiorcy nie kojarzy się z niczym, chyba że blog ma trafić do fizyków używających wyszukiwarki z włączoną autokorektą. Poza tym każdy głupi wie, że jak chce się pisać o popkulturze to w tytule strony owa popkultura musi się znaleźć, a jak nie ona to chociaż ta starsza, zwykła, klasyczna i wyświechtana KULTURA. Jak nie kultura to chociaż inne klikalne słowo zwiększające zasięgi: geek, kino, book, game, czy coś podobnego. No jak już nie masz człowieku pomysłu na nazwę, albo przeciwnie chcesz być brany za profesjonalistę, to nazwij stronę od imienia i nazwiska. Czy więc autor tego bloga, na którego nieopatrznie zawędrowałeś jest szalony, łamiąc wszelkie prawidła sztuki marketingowej? Możliwe, nie mnie oceniać, bo jeśli zapytam siebie to jest szansa, zwłaszcza jeśli jestem naprawdę szalony, że sobie odpowiem. A takie wewnętrzne rozmowy, jak każda dyskusja, są niebezpieczne, bo poszerzają, o ironio, horyzonty. Więc drogi czytelniku, odpowiedź pozostawiam Tobie. Możesz wyrobić sobie zdanie czytając co też w tej mojej głowie siedzi.

O AUTORZE SŁÓW KILKA

Jeśli już jesteśmy przy mojej głowie, to wypada się w końcu przedstawić. Nazywam się Sebastian Sienica, z wykształcenia psycholog i zarządca. O ile z pierwszym tytułem nie ma problemu, o psychologach wielu ludzi słyszało, niektórzy nawet jakiegoś widzieli lub z jakimś rozmawiali, o tyle dziwić może nazwanie się zarządcą. Cóż, sam mam problem z przedstawianiem swojego wykształcenia w sposób inny niż suchym „studiowałem zarządzanie”. Studia skończyłem, a nikim nie zarządzam. Z psychologią jest prościej, bo psychologizować każdy może, zwłaszcza po studiach. Psychologizować można prywatnie lub publicznie, lepiej i gorzej, zgodnie z obowiązującymi teoriami naukowymi lub zgoła nie przejmując się naukami jakimikolwiek, co też wiele osób praktykuje. Do zarządzania natomiast potrzebne są podmioty zarządzane, o co już trudniej. Na szczęście na studiach zarządzania skupiałem się na komunikacji w biznesie i marketingu, co trochę ratuje sprawę, bo to dziedziny przyjaźniejsze w uprawianiu niż czyste zarządzanie. Tego się trzymajmy.

Podręcznik do Zewu Cthulhu, figurka Vadera, czytnik Kindle, kości do gry RPG i pad do PS4
Kilka przedmiotów dobrze wizualizujących tematy, które mnie interesują.

O prywatnych zainteresowaniach, które to miały większy wpływ na założenie tego bloga niż wykształcenie formalne, mógłbym powiedzieć krótko, że są one humanistyczne. Chodzi mi oczywiście o tradycyjne wykorzystanie tego słowa odwołujące się do tradycji greckiej i renesansowej. Słowem interesuje mnie wszystko co w człowieku, o człowieku, co człowiek człowiekowi i co człowiek dla człowieka. W tej pojemnej grupie znajduje się wspomniana już popkultura, w tym kino, gry komputerowe, planszowe, fabularne, literatura beletrystyczna i naukowa, mitologie i zwyczaje wielu krajów, ale także zagadnienia takie jak fizyka, astronomia, technologia, czy futurologia. Jednak, jako że nie udało mi się jeszcze nagiąć praw czasoprzestrzeni, mam ograniczone zasoby czasu. Z tej przyczyny jednymi rzeczami interesuje się bardziej, innymi mniej. Wszystkie wymienione zagadnienia, a pewnie i o wiele więcej, mogą się znaleźć na niniejszym blogu. Bo przecież kto mi zabroni? 

Drogi czytelniku, spodziewaj się więc artykułów na opisane tematy. Spodziewaj się także męczącego, dygresyjnego stylu zaprezentowanego w tym wpisie, opinii czasami popularnych, a czasami całkowicie kontrowersyjnych, spodziewaj się wreszcie niespodziewanego, bo sam jeszcze dokładnie nie wiem co na tym blogu będzie się pojawiać. Widzisz więc jasno, że ze mną nie będzie lekko, mam jednak nadzieję, iż potowarzyszysz mi w tej pisarskiej podróży chociaż przez chwilę. Jeśli zaś czytasz te słowa, kiedy już zamieściłem jakieś wpisy na stronie, jesteś szczęściarzem, bo wiesz więcej niż ja w tym momencie. Tak już jednak jest z horyzontem zdarzeń, że w jego pobliżu prawa fizyki, prawa czasu i przestrzeni działają inaczej. Tak też jest z horyzontem zagadnień. 

SKĄD TEN HORYZONT?

Domyśliłeś się już skąd taka nazwa bloga? Jeszcze nie? Nic nie szkodzi, już śpieszę z wyjaśnieniem. Kiedy zastanawiałem się czy w ogóle zakładać bloga, a jeśli tak to o czym, jako jedna z pierwszych myśli przyszła mi do głowy ta związana z nazwą. Wiem, że kolejność trochę nieporadna, ale co zrobię. W tych całych rozważaniach przez moją głowę przewijało się wiele nazw. Wiele zawierało słowa, które niedyskretnie wyśmiałem w pierwszym akapicie. Skoro jednak miałem styczność z marketingiem, stwierdziłem, że zabiorę się do tego profesjonalnie. Zrobiłem research, spisałem i porównałem nazwy najpopularniejszych blogów w Polsce i za granicą, głównie tą anglojęzyczną. Utwierdziło mnie to tylko w przekonaniu, że nazwa nie może być banalna, musi wszakże być wizytówką autora, a tego, jak rozumiecie, nie chciałem by postrzegano za człowieka banalnego. Pogłówkowałem więc i postanowiłem podejść do sprawy od innej strony. Zastanowiłem się jakie cechy chciałbym aby miał mój blog. Jaka powinna być jego esencja, dusza, psyche i postać astralna. Wyszło mi z tego, że chcę osiągnąć następujące rzeczy. 

Po pierwsze mój blog, z racji niezdecydowania autora, będzie trochę o WSZYSTKIM, chociaż to WSZYSTKO, poprzez sam fakt znajdowania się razem w jednym miejscu, zacznie stanowić COŚ. To COŚ natomiast powinno, mimo całej swej eklektyczności, tworzyć zbiór na tyle do siebie pasujący, że się nie rozleci. Pomyślałem więc, co na ziemi i w niebiesiech jest takiego, co mimo że zdaje się pochłaniać wszystko jak popadnie, dalej trwa i wydaje się spójne. Oczywiście wykoncypowałem, że czarne dziury to obiekty, które spełniają moje założenia. Jako jednak, że nazwać blog „Czarna dziura”, nawet mnie, wydało się krokiem nazbyt śmiałym, zdecydowałem się pokombinować dalej. 

Skoro już miałem wstępną wizualizację czegoś, co jak mój wyśniony blog, będzie spajało różne elementy w jedną całość, przeszedłem do kolejnej przenośni. Zacząłem szukać czegoś, co jest na tyle enigmatyczne, niejasne i tajemnicze, że mogłoby wyjaśnić moją rażącą ignorancję związaną z tym, że sam nie wiem co też w moim blogu będzie. Także tym razem olśnienie przyszło dopiero po chwili. Otóż, pomyślałem, nikt nie potrafi wyjaśnić dokładnie, co znajduje się za horyzontem zdarzeń czarnej dziury. Ta analogia, do mojego zakątka pisarskiego, spodobała mi się z jeszcze jednego powodu. Mianowicie, jeśli coś wpadnie za horyzont zdarzeń, już się zza niego nie wydostanie. Pomyślałem więc buńczucznie, że skoro nawet światło sobie z tym nie radzi, to przyjmując podobną nazwę, a w spadku i powiązane z nią oddziaływania grawitacyjne, to także czytelnicy będą mieli problem, by z mojego bloga odejść. 

Ostatnim krokiem było takie przekształcenie „horyzontu zdarzeń”, by wyszukiwarki nie odsyłały potencjalnych czytelników na stronę NASA. Nic nie mam do tej zacnej organizacji, ale ona już pewną renomę ma, ja natomiast swoją dopiero buduję. I tak powstał „horyzont zagadnień” – kuszący swą tajemnicą, chwytający w objęcia niewidzialnych sił, zakątek cyfrowego kosmosu, gdzie planuje przelewać swoje myśli ku własnej satysfakcji, a także, przynajmniej taką mam nadzieję, po części, także ku uciesze Was, moich drogich czytelników. 

Sebastian Sienica

Najnowsze wpisy

Czym jest rereading i nie tylko, czyli o powrotach popkulturalnych słów kilka.

Zamiast wracać do przerobionych już dzieł wolę rozpoczynać obcowanie z nowymi produkcjami — takie zdanie wypowiadałem wielokrotnie w swoim, przecież nie tak długim, życiu. Nie widziałem sensu w powracaniu do książek, oraz szerzej wszelakich wytworów kultury, których fabułę już znałem. Jako, że trochę zmieniłem stanowisko na ten temat, chciałbym przedstawić moje przemyślenia odnośnie gonienia za nowościami oraz sentymentalnych … Czytaj dalej Czym jest rereading i nie tylko, czyli o powrotach popkulturalnych słów kilka.

Krew, pot i piksele Jasona Schreiera – recenzja historii zza kulis świata gier

„Krew, pot i piksele. Chwalebne i niepokojące opowieści o tym, jak robi się gry” to naprawdę wciągająca opowieść o ludziach produkujących gry wideo. Co prawda nie jest pozbawiona wad i na pewno nie wyczerpuje tematu, jednak po jej przeczytaniu nawet laik powinien orientować się w opisywanych zagadnieniach. Z drugiej strony nie bardzo wiem, dlaczego osoba nie mająca styczności z grami komputerowymi miałaby sięgać … Czytaj dalej Krew, pot i piksele Jasona Schreiera – recenzja historii zza kulis świata gier

Kamień, dwa szkiełka i dwie perły – recenzja zbioru opowiadań „Koszmary” H.P. Lovecrafta i Hazel Heald

Ten tekst będzie opowiadał o Koszmarach – o historiach, w których niepokojące zdarzenia kumulują się, by zrazu niedostrzeżenie przesiąknąć do podświadomości ofiary i w najgorszym momencie uderzyć odsłaniając przed nią niewyobrażalną plugawą grozę wszechświata. Tych, którzy boją się, że będę opisywał swoje własne sny, uspokajam – będzie o „Koszmarach” Lovecrafta i Hazel Heald, wydanych przez wydawnictwo C&T. O twórczości na zlecenie słów … Czytaj dalej Kamień, dwa szkiełka i dwie perły – recenzja zbioru opowiadań „Koszmary” H.P. Lovecrafta i Hazel Heald

Zagadka nie do końca kryminalna – czyli recenzja Śledztwa autorstwa Stanisława Lema

Skończyłem właśnie lekturę jednej z bardziej nietypowych powieści Lema, jakie czytałem. Mówię o „Śledztwie”, która to książka, tylko pozornie, jest klasycznym kryminałem. Jednak już po kilkunastu stronach zrozumiałem, że sprawa odbiega od typowych zagadek serwowanych przez klasyków gatunku takich jak Arthur Conan Doyle czy Agatha Christie. Z czasem robi się coraz dziwniej i coraz bardziej filozoficznie. Prosty wstęp do … Czytaj dalej Zagadka nie do końca kryminalna – czyli recenzja Śledztwa autorstwa Stanisława Lema

Więcej wpisów